
19 marca Donald Tusk spotkał się z mieszkańcami regionu w Żywcu. Ale zanim doszło do rozmowy z wyborcami, przewodniczący PO przyjrzał się dokładnie... słynnemu Seicento. Samochód zderzył się z limuzyną rządową, którą jechała ówczesna premier Beata Szydło.
Na parkingu przy Miejskim Centrum Kultury w Żywcu, gdzie odbyło się spotkanie z Donaldem Tuskiem, zaparkowała laweta, która przetransportowała Fiata Seicento. Samochód należy do Sebastiana Kościelnika, który również był obecny na miejscu. To słynne Seicento, które w sześć lat temu brało udział w zdarzeniu drogowym z kolumną Beaty Szydło w Oświęcimiu.
Trzy samochody tworzące kolumnę jechały przez Oświęcim. Sebastian Kościelnik przepuścił pierwszy pojazd, a następnie wykonał manewr skrętu w lewo. Wtedy zderzył się z drugim samochodem, w której przebywała ówczesna premier Beata Szydło. Sprawa od samego początku była medialna, a Kościelnik nie chciał zgodzić się na uznanie go winnym. Uważa, że samochód rządowej kolumny nie miał włączonej odpowiedniej sygnalizacji, co w świetle prawa nie dawało mu statusu pojazdu uprzywilejowanego.
Ostatecznie w ubiegłym miesiącu Sąd Okręgowy w Krakowie przyznał po części rację Kościelnikowi, ale i tak uznał go winnego bez wymierzenia kary. Teraz kierowca odebrał po sześciu latach zniszczone Seicento i przyjechał do Żywca pokazać je m.in. Donaldowi Tuskowi.
Seicento pomnikiem arogancji władzy?
- Dzisiaj to pomnik arogancji władzy. Wypadki się zdarzają. Ale nie może się zdarzać w takiej skali arogancja władzy wobec obywateli - powiedział przy Seicento Donald Tusk.
Właściciel pojazdu jeszcze przed przyjazdem Tuskiem mówił, że chce pokazywać ten samochód jako pewien przykład tego, co władza zrobiła przez te wszystkie lata z krajem i ludźmi. Być może wystawi samochód również na akcję charytatywną, np. WOŚP.