
Gdyby Ernest Wilimowski ożył, wrócił na Górny Śląsk to doznałby na pewno sporego szoku. Ale gdyby szybko podjechał na stadion Ruchu Chorzów, to poczułby ulgę. Bo stadion jego ukochanego klubu nie zmienił się za bardzo przez te wszystkie lata.
Zniknęły nawet charakterystyczne świeczki, czyli oświetlenie stadionu, które powstało już po erze Wilimowskiego. Zatem można stwierdzić, że chorzowski stadion przypomina jeszcze bardziej obiekt sprzed wojny.
Ruch Chorzów odbudował się po olbrzymim kryzysie z 2019 roku. Jeszcze niecałe cztery lata temu pracownicy klubu (wspierani przez piłkarzy i zarząd) protestowali. Nie otrzymywali wynagrodzeń. Kibice ogłosili bojkot. Ale wszystko zaczęło się układać. Wiele osób pracowało przez kolejne miesiące za pół darmo, żeby Ruch nie upadł. Piłkarze też stanęli na wysokości zadania i wywalczyli kolejne awanse. Teraz mają olbrzymią szansę wrócić do Ekstraklasy. A kibice? Wrócili na trybuny, dopingują, a nawet kupują... drony dla klubu.
Ale Ruch może znów upaść. I to nie z winy piłkarzy, zarządu, pracowników czy kibiców. Niebiescy zmierzają ku awansowi do Ekstraklasy. Zatem już w kwietniu klub z Chorzowa musi rozpocząć starania o licencję na grę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Jednak problemem jest stadion, a raczej jego brak. Na ten moment obiekt przy Cichej nie spełnia wymogów licencyjnych nawet na 1. Ligę.
Ruch oczywiście może grać w następnych sezonie na innym stadionie. Ale żeby uzyskać licencję, to muszą rozpocząć się jakiekolwiek działania, które pozwolą zespołowi wrócić do swojego miasta. Czyli trzeba... remontować lub budować stadion.
Na ostatniej sesji Rady Miasta Chorzowa prezes Ruchu powiedział już wprost, że trzeba zacząć działać. Rację przyznali mu radni, jednak nikt nie mógł niczego potwierdzić lub zaprzeczyć, bo na sesji nie było ani prezydenta miasta, ani skarbnika miasta.
Rozwiązania? Istnieją dwie możliwości: pudrowanie trupa za 30 mln złotych lub budowa nowego obiektu za 200 mln złotych. Problem polega na tym, że... jakiekolwiek prace muszą ruszyć już w tym roku. Wiceprezydent Chorzowa mówił na sesji o dobrych relacjach z ministrem sportu i możliwością dofinansowania budowy nowego obiektu przez rząd na poziomie 100 mln złotych. Ale są to tylko słowa. Nie ma nadal żadnej umowy, a ponadto dalej nie wiadomo, czy Chorzów ma drugie 100 mln złotych, bo jak od kilku lat mówi prezydent Kotala: miasta nie stać na budowę stadionu.
Ruch nie upadł cztery lata temu. A jak będzie teraz? Bezdomny Ruch może zaoferować Ekstraklasie lub 1. Lidze nawet Stadion Śląski, ale co z tego, jak jego "dom" jest już ruiną?