
Samorządowcy alarmują, że w wielu sprawach są bezradni w walce z składowiskami nielegalnych odpadów. Na ich utylizację potrzebne są ogromne środki finansowe. Natomiast właściciele terenów, na których składowane były te odpady lub podejrzani/skazani za ich przywożenie nie chcą brać na siebie odpowiedzialności. W wielu miejscach w województwie śląskich zwykli mieszkańcy żyją przy tykających bombach ekologicznych.
Niestety wszystko wskazuje na to, że polskie prawo jest często dziurawe w takich sprawach. Jako przykład można podać halę przy ul. Robotniczej, gdzie skazany w tej sprawie zostawił tysiąc ton toksycznych odpadów. Właściciel hali niczego nie może z tym zrobić i od dwóch lat czeka bezradnie na pomoc miasta lub rządu.
Z problemem zostaliśmy my, zwykli obywatele. Władze miasta nie chcą się podjąć zastępczego usunięcia odpadów. Uważają, że odpady zamknięte w hali nie stanowią zagrożenia dla mieszkańców - komentuje Arkadiusz Sabat, właściciel hali przy Robotniczej w Mysłowicach. Warto przypomnieć, że samorząd Mysłowic wydał już prawie 100 mln złotych na "utylizację" odpadów z Brzezinki - wszystko wskazuje na to, że i w tym przypadku zadziałała mafia śmieciowa, która niebezpieczne odpady zamiast zutylizować, to przewiozła je w inne miejsce. Sprawą zajmują się śledczy.
Tykająca bomba ekologiczna znajduje się również przy ul. Radocha w Sosnowcu na działce, która należy do skarbu państwa - została przekazana w wieczyste użytkowanie firmie, która dzisiaj praktycznie nie działa. Zostały tam zwiezione łatwopalne i trujące odpady: farby i rozpuszczalniki. Pierwszy pożar wybuchł w 2020 roku, kolejne w 2022 roku. Jednak nie wszystkie odpady spłonęły i składowisko przy ul. Radocha to wciąż tykająca bomba ekologiczna.
- Ta firma nie funkcjonuje. Nie można prowadzić skutecznej egzekucji wobec tego podmiotu. Współpracujemy z organami ścigania, ale trudno znaleźć osobę, która będzie reprezentować tę spółkę. Przez to nie możemy wyegzekwować skutecznie usprzątania odpadów od osób odpowiedzialnych. Za te odpady nie są odpowiedzialni mieszkańcy Sosnowca - komentuje Michał Zastrzeżyński, zastępca prezydenta Sosnowca.
Samorządy kontra mafia śmieciowa
To tylko dwa z wielu przykładów walki z nielegalnymi odpadami w województwie śląskim. Jak zostało wspomniane na początku, często samorządy są bezradne. Nie mają odpowiednich instrumentów i finansów. Ich działanie ogranicza również wadliwe prawo.
Z mafią śmieciową walczyły też Wojkowice. W tym przypadku udało się złapać podejrzanych na gorącym uczynku. - U nas sytuacja była taka, że jedna ze spółek przywoziła nielegalnie odpady. Toczą się postępowania w sądzie. Została ustalona cała grupa. Mamy też zdefiniowanych właścicieli tych działek i ciężar leży po ich stronie - informuje burmistrz Wojkowic, Tomasz Szczerba i dodaje - Mieszkaniec wskazywał tereny, gdzie można było takie śmieci wyrzucać i przyjeżdżały tam ciężarówki. Docierały do nas informacje, że taki proceder ma miejsce. Udało się zrobić z policjantami obławę. Te osoby zostały złapane na gorącym uczynku. Udało się zapobiec większej tragedii.
Według Szczerby, to władza centralna i jej organy/służby powinny zajmować się walką z nielegalnymi odpadami, ale również zapobieganiem powstania ich nielegalnych składowisk.
- To ogromny problem w skali całej Polski. To nie jest kwestia samorządów. Bo samorządy nie mają instrumentów na granicy do weryfikowania ile tych śmieci wjeżdża i jakie śmieci. Tym powinny zajmować się służby środowiskowe i administracja rządowa - komentuje burmistrz Wojkowic, działający też w Ruchu Samorządowym Tak! Dla Polski. Tomasz Szczerba wskazuje, że działania powinny zostać podjęte już na polskich granicach, ponieważ większość toksycznych odpadów pochodzi najprawdopodobniej z poza obszaru Polski.
- To powinno być weryfikowane na granicach. Bo przecież gdyby te pojazdy nie przejeżdżały przez granicę w takich ilościach, to nie mielibyśmy takiego problemu - ocenia samorządowiec.