
Minął już ponad tydzień od niecodziennego zdarzenia, o którym mówiła cała Polska. 25-latek ukradł z katowickiej zajezdni tramwaj i dojechał nim do Chorzowa. Po drodze zabierał pasażerów. Jak mówił, jego tata był motorniczym i chciał sprawdzić jak wygląda ta praca.
W nocy z piątku na sobotę (28/29 października) mężczyzna wszedł na teren zajezdni w Katowicach-Zawodziu i stamtąd ukradł tramwaj. Przybrał numer nieistniejącej linii 33 i udał się w kierunku Chorzowa. Po drodze zatrzymywał się na przystankach, przewożąc między nimi nieświadomych pasażerów. Co w całej sprawie najdziwniejsze, mężczyzna nigdy nie był pracownikiem Tramwajów Śląskich, a sprawa być może nie wyszłaby tak szybko na jaw, gdyby inny motorniczy nie zauważył, że ta linia tramwaju jest od dawna nieczynna i powiadomił o tym dyspozytora.
Jak się okazało, samozwańczym motorniczym był 25-latek ze Świętochłowic, który dojechał z pasażerami aż do centrum Chorzowa. Gdy znalazł się w okolicy Rynku udało się wyhamować tramwaj po zdalnym wyłączeniu zasilania trakcji tramwajowej. Tam "motorniczy" spotkał się z policją, która go zatrzymała. Nie uciekał, ani nie awanturował się. Policja potwierdza, że był trzeźwy.
Mężczyzna został doprowadzony do prokuratury. Usłyszał dwa zarzuty: sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym oraz drugi zmieniony z kradzieży na zabranie cudzego pojazdu na krótki okres. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Mieszkaniec Świętochłowic tłumaczył się, że jego tata był motorniczym i chciał zobaczyć jak to jest.
Niestety prawo jest bezlitosne. Samozwańczy motorniczy popełnił przestępstwo. Sąd zdecydował o areszcie dla niego na trzy miesiące, który został zamieniony na pobyt w szpitalnym oddziale psychiatrycznym. Powodem takiej decyzji był stan zdrowia zatrzymanego.
Znany z organizacji różnych zbiórek Grzegorz Siemko postanowił zebrać pieniądze na pomoc prawną dla motorniczego-amatora. - 8 lat to sporo za spełnienie marzenia z dzieciństwa dlatego potrzebna jest pomoc prawna - czytamy w opisie zbiórki. Do tej pory wpłacono ponad 3 tysiące złotych, a inicjator zbiórki jest w kontakcie z rodziną aresztowanego. Ale to nie wszystko. Organizator zbiórki opublikował wpis, w którym przytacza słowa mamy zatrzymanego 25-latka. Samozwańczy motorniczy ze Świętochłowic ma mieć od lat problemy z uzależnieniem od dopalaczy, które mogą wpływać na jego zdrowie psychiczne. Tym samym cel zbiórki na 25-latka to już nie tylko pomoc prawna, ale również leczenie.
- Kiedy rozmawiałem pierwszy raz z mamą „motorniczego” ona ”powiedziała mój syn Adam aniołem nie jest ale to dobry synek, od kilku lat walczę o jego życie z dopalaczami tylko w tej walce jestem sama” Te słowa sprawiły, że postanowiłem pomóc zupełnie mi obcej osobie. Kiedy uruchomiłem pomoc posypała się lawina hejtu w moją stronę, że pomagam złodziejowi itp. - napisał organizator zbiórki. Mama zatrzymanego twierdzi, że od lat prosiła o pomoc dla syna. - Może gdyby ktoś wcześniej usłyszał te matczyne prośby to Pan Adam nie został by słynnym „motorniczym”. Wiele osób krytykuje Sąd i Prokuraturę za trzy miesięczny areszt i skierowanie Pana Adama na szpitalny oddział psychiatryczny, ta krytyka jest niesłuszna jak mówi mama „motorniczego” i dziękuje Bogu, że ten słynny kurs tramwajem 33 zakończył się tak szczęśliwie. Tutaj potrzebne jest leczenie i terapia aby ratować tego chłopaka ze szponów DOPALACZY - dodaje Grzegorz Siemko.