Przez pierwszych 30 minutach meczu ze Sportingiem w Sosnowcu, piłkarze Rakowa myśleli, że to mecz Ekstraklasy. Grali za wolno i na stojąco oraz stracili gola, pomimo przewagi jednego zawodnika. Ale przez resztę meczu oglądaliśmy taki Raków Częstochowa, jaki zawsze chcielibyśmy oglądać w europejskich pucharach.
Zaczęło się tak
jak powinno się zacząć. Sporting jako faworyt grał wysoko na
połowie Rakowa, zmuszając mistrza Polski do głębokiego wycofania.
Jednak taki styl szybko ukarał Sporting. W 6. minucie Gyokeres ostro
potraktował kapitana Medalików, Arsenića na połowie polskiej drużyny. Nadepnął go nad
kostką. Sędzia odgwizdał przewinienie i pokazał piłkarzowi
Sportingu żółtą kartkę. Ale po informacji od sędziów VAR,
główny arbiter podbiegł do monitora, żeby osobiście
przeanalizować sytuację raz jeszcze. I wtedy zmienił decyzję –
pomimo protestów piłkarzy i trenerów Sportingu, Gyokeres zobaczył
czerwoną kartkę i goście z Lizbony zaczęli grę w osłabieniu.
Ale tego szoku wśród
rywali podopieczni Dawida Szwargi nie potrafili w ogóle wykorzystać.
Czekali na zmianę, ponieważ Arsenić nie mógł kontynuować gry
(zmienił go Jean Carlos). Sporting szybko pokazał, że jest zbyt
doświadczonym zespołem, żeby „przestraszyć” się czerwonej
kartki. Szybko przejął inicjatywę. Co poskutkowało golem w
14. minucie. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, a do piłki wyskoczył
Sebastian Coates i zdobył gola. Absolutnie nikt mu nie przeszkadzał.
Na tablicy wyników zrobiło się 0:1.
Czy strata bramki i
gra w przewadze w jakiś sposób zachęciła Raków do ostrzejszej
walki? Otóż...nie. Mistrz Polski przez kolejny kwadrans nie miał
absolutnie żadnego pomysłu na grę. Najwięcej przy piłce
przebywał…stoper Berggren, który momentami po prostu stał z
piłką na środku boiska i nie wiedział co robić dalej. Albo
próbował do boku, albo próbował do przodu, ale wtedy piłkę za
darmo zgarniał Sporting. Piłkarze Rakowa nie potrafili grać na 2/3
kontakty, przyspieszyć, a często podać celnie. Oddali również kilka piłek swoim rywalom.
Sporting grał, jakby nie dostał czerwonej kartki. Miał dwie szybkie i ciekawe akcje, ale na szczęście dla Rakowa, nie było z nich bramek.
Raków wreszcie gra
Obraz gry zmienił
się po 30. minucie. Sporting cofnął się, a Raków zaczął grać
szeroko i szybko. Pierwsze dwie poważne próby to dośrodkowania z
lewej strony Plavsicia. Z półwoleja kończył Kochergin, ale nad
poprzeczką. Chwilę później dośrodkowanie doszło do Yeboah, ale
ten posłał piłkę obok słupka.
Kilka minut później następną szybką akcję Rakowa kończył tuż za polem karnym Tudor. Ale pomyliła mu się piłka nożna z rugby i prawie wykopał piłkę poza stadion. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:1 dla przyjezdnych z Portugalii.
Od początku drugiej
połowy Raków Częstochowa kontynuował lepszą grę z końca
pierwszej części. Na pewno piłkarze mistrza Polski zaczęli
udowadniać swoim kibicom, że są drużyną, która zasługuje na
premierową bramkę w Lidze Europy, a co więcej, na pierwsze punkty.
Na ofensywy styl Rakowa pozwolili też rywale, którzy grając w
osłabieniu i mając pozytywny dla siebie wynik, odpuścili w
ofensywie i skupili się na defensywie, licząc na kontratak.
Raków naprawdę
mógł zdobyć gola. Już na początku drugiej połowy piłka po
dośrodkowaniu minęła kilku piłkarzy i zmierzała na dalszy słupek.
Akcję kończył Carlos, ale nie trafił nawet w światło bramki z
bliskiej odległości.
W 64. minucie Plavsić uderzył z dystansu, ale też na poprzeczką. Podobnie nad bramką posłał futbolówkę kolejny raz w tym meczu Kochergin. Na pewno nie pomagała również murawa, która nie była w najlepszym stanie. Piłkarze obu drużyn ślizgali się bardzo często, zazwyczaj w najmniej odpowiednich momentach.
Ale w końcu stało
się! Po pięknej, zespołowej akcji, piłkę do pustej bramki z
najbliższej odległości trafił Fabian Piasecki, który wszedł na
boisko kilka minut wcześniej. Zaczęło się od zejścia z prawej
strony bardziej do środka na wysokości 16 metra przez Plavsicia. Kiedy
wszyscy myśleli, że strzeli, to zagrał prostopadle po ziemi do Carlosa, który z ostrego kąta posłał piłkę na dalszy słupek, a wszystko
skończył wspomniany Piasecki.
Po chwili kolejna ładna akcja, strzał zablokowany, dobitka zablokowana, i kolejna dobitka prosto do siatki, ale sędzia odgwizdał pozycję spaloną.
Do końca meczu dominował Raków. Można stwierdzić, że nacierał na bramkę strzeżoną przez Israela. Ale zabrakło tego, czego brakowało w tym meczu i w poprzednich: skuteczności albo w ogóle strzałów w światło bramki.
Raków Częstochowa remisuje ze Sportingiem 1:1 i naprawdę może mieć żal do siebie, że nie udało się wyrwać 3 punktów w meczu z faworytem. To historyczny punkt i historyczny gol dla Medalików w fazie grupowej europejskich pucharów.