Spotkanie z Beatą Szydło w województwie śląskim została na chwilę przerwane. Po zadaniu jednego z pytań wybuchła awantura. Beata Szydło twierdzi, że to mogła być prorosyjska prowokacja.
W minioną niedzielę europoseł i była premier Beata Szydło odwiedziła województwo śląskie. Najpierw wzięła udział w spotkaniu z "mieszkańcami" w Woli (gmina Miedźna). Następnie bawiła się na festynie w Istebnej. Ale to w Woli doszło do gorącej dyskusji z Martą Gniłką-Jastrzębską, która prowadzi stronę na Facebooku i współpracuje z innymi "dziennikarzami", którzy m.in. w czasie epidemii COVID-19 "walczyli" z maseczkami, a ostatnio opublikowali kilka materiałów o antyukraińskiej retoryce.
"Dziennikarka" dostała się na spotkania z Beatą Szydło. I w końcu zapytała - Czy to nie jest tak, że partia rządząca zaostrza konflikt z Rosją?. Szydło próbowała odpowiedzieć coś omijająco i stwierdziła, że rząd sobie radzi. Organizatorzy próbowali szybko zmienić temat i dać mikrofon innym osobom z sali. Pani Marta ciągnęła jednak wątek i próbowała przekrzyczeć tłum sympatyków Prawa i Sprawiedliwości. Na kolejną wypowiedź Szydło odpowiedziała - To są kłamstwa to co Pani opowiada!.
Na sali wybuchła małą awantura. Ostatecznie "dziennikarka" opuściła spotkanie. Wcześniej ktoś z sali krzyknął do niej - Ile ci tam Tusk dał? Smarkulo ty.
Awanturę podchwyciły oczywiście różne media. Te przeciwne "PiS-owi" opisały sytuację na niekorzyść Szydło. Ponieważ to nie pierwszy raz jak na spotkaniu z politykiem PiS-u nie można zadać niewygodnych pytań. Natomiast TVP skupiło się na działalności autorki nagrania, która wraz z kolegami nie ukrywała swojej niechęci do maseczek, szczepień, obostrzeń covidowych, a teraz również trudno zrozumieć niektóre materiały o Ukrainie i Rosji.
Beata Szydło skomentowała całą sytuację na Twitterze. - Niektóre media robią bohaterów z prorosyjskich prowokatorów próbujących zakłócać moje spotkania. Radzę redaktorom się zastanowić, czy niechęć do PiS-u nie sprowadza ich na pasek Moskwy - napisała europoseł.