Nieudana ewakuacja czy błędy w komunikacji z klientami? Wodny Park Tychy utrzymuje, że nikomu z obecnych w sobotni wieczór na basenie nie groziło niebezpieczeństwo. Jednak kompleks przyznaje, że pracownicy popełnili kilka błędów.
W minioną sobotę po godzinie 20:00 w Wodnym Parku Tychy włączyła się czujka przeciwpożarowa w strefie surfingu. Rozpoczęła się ewakuacja, chociaż obecni wówczas klienci nazywają to inaczej.
- Około godziny 20:15 na basenie zaczęły wyć syreny. Przez pierwsze 4-5 minut nikt nic nie wiedział, żaden z ratowników nie wiedział co się dzieje. Ludzie zaczęli się niepokoić, część zaczęła kierować się w stronę szatni. Po chwili ratownik nakazał wszystkim wyjść z basenu (przypominam że byliśmy na zewnętrznych basenach, gdzie temperatura powietrza wynosiła 6 stopni!), a po protestach ludzi, że nie będą marznąć nakazał z powrotem wejść do budynku i kierować się do szatni (!). Ludzie początkowo podejrzewali, że pewnie jakiś fałszywy alarm i raczej nie było im śpieszno. Jedna z ratowniczek zaczęła drzeć się, że ludzie mają wychodzić do szatni, a nie czekać. Nas natomiast skierowano do bocznego wyjścia ewakuacyjnego, gdzie w samych kąpielówkach znaleźliśmy się na zewnątrz budynku przy 6 stopniach! Na szczęście po chwili dostaliśmy koc termiczny i pantofle - czytamy we wpisie użytkownika mewtwo w serwisie Wykop.pl. Następnie dodaje, że osoby, które wyprowadzono z basenów przez szatnie, zatrzymano przed zamkniętymi drzwiami i nakazano rozliczenie zegarków (wskazują one godzinę rozpoczęcia korzystania z basenu i innych atrakcji). Ludzie próbowali się wydostać, ale drzwi miały zostać ponownie zamknięte.
Podobną wersję wydarzeń opisali inni internauci. W sieci pojawiły się również nagrania wideo.
- Zbierają opaski, zbierają pieniądze od ludzi, jest ewakuacja, drzwi są zamknięte, jedne otwarte - słyszymy relację kobiety na jednym z filmików. Wideo zostało nagrane z zewnątrz, ale widać na nim hol główny parku, gdzie tłum ludzi w strojach kąpielowych zgromadzony jest przy drzwiach.
- Ewakuacja? To co się tam działo to jeden wielki cyrk! Część ludzi została wypuszczona na zewnątrz w samych kąpielówkach, na szczęście strażacy dali im koce termiczne. Ludzie którzy wychodzili przez szatnie zostali zatrzymani i stłoczeni na schodach, bo obsługa zaczęła rozliczać zegarki!!! Nikomu nie wolno było wychodzić, kompletna paranoja! Wozy strażackie na zewnątrz, ludzie nie wiedza co się dzieje, zero jakiejkolwiek informacji, syreny wyją. Nikt nie dał informacji czy mamy czekać, czy uciekać, alarm cały czas wył, a kasjerki rozliczają zegarki (!) Ludzie otwierali drzwi ewakuacyjne, bo nie wiedzieli co robić. Kilkaset osób w kolejce w szatni, stłoczeni na schodach. Nie wiem kto odpowiada za taką ewakuacje, ale ktoś powinien za to odpowiedzieć. Gdyby faktycznie był pożar, to by kilkaset ludzi się zatruło dymem w szatni, bo nikt nie mógł wyjść. Kilka złotych z dopłaty zegarków ważniejsze niż reputacja i zdrowie ludzi - czytamy komentarz pod wpisem na Facebooku portalu Tychy.info.
Wodny Park Tychy opublikował oświadczenie w tej sprawie.
- Dziś około 20.20 (18 luty - przyp. red.) włączyła się czujka ppoż w strefie surfingu. Pracownicy obiektu rozpoczęli procedurę ewakuacyjną i prowadzili ją do momentu przybycia straży pożarnej. Po przybyciu na miejsce, po kilku minutach dowódca akcji z ramienia straży pożarnej nie stwierdził zagrożenia i nie widział powodu do kontynuowania ewakuacji - alarm zaliczono jako fałszywy. Część naszych gości zdecydowała się na opuszczenie obiektu, a ze względów bezpieczeństwa nasi pracownicy prosili o transpondery (opaski), które są dla nas informacją ilu gości znajduje się wciąż w obiekcie. Nie było już wtedy jednak żadnego zagrożenia, a strażacy kończyli swoje czynności. Nie było żadnego zagrożenia dla klientów i pracowników, a dowodzący akcją ze strony straży pożarnej nie wydał dyspozycji do pełnej ewakuacji. Nasz obiekt od lat przechodzi rygorystyczne procedury ppoż., a bezpieczeństwo naszych gości jest dla nas priorytetem. Naszych gości przepraszamy za trudności spowodowane włączeniem się alarmu. Podstawą do rekompensaty dla naszych klientów będzie paragon - komentuje Wodny Park Tychy.
O sprawie jednak rozgoryczeni klienci nie chcieli zapomnieć, a o zdarzeniu w Tychach dowiedziała się cała Polska. I chociaż Wodny Park Tychy podtrzymuje, że wszyscy byli bezpieczni, to przyznaje, że doszło do popełnienia kilku błędów.
W środę Wodny Park opublikował kolejny komunikat w tej sprawie. - Posypujemy głowę popiołem - czytamy. Kompleks basenów ponownie tłumaczy, że zagrożenie szybko zostało zweryfikowane, a na miejscu była straż pożarna, która potwierdziła, iż obiekt był bezpieczny, a akcja ewakuacyjna przebiegła prawidłowo. Wodny Park Tychy podkreśla również, dlaczego zebrani w holu głównym klienci nadal słyszeli alarm (ten sam, który słychać w wideo powyżej). Według Parku był to alarm przeciwwłamaniowy.
- Kiedy alarm pożarowy okazał się fałszywy, system zarządzający budynkiem wrócił do stanu, w którym drzwi ewakuacyjne są zablokowane. Nie wiedząc o tym, część Klientów próbowała sforsować drzwi ewakuacyjne, aktywując alarm antywłamaniowy. Zrozumiałe, że bez odpowiedniej informacji, można było odebrać sygnał dźwiękowy tego alarmu jako kontynuację alarmu pożarowego. Niepokój i stres w takich okolicznościach są naturalną reakcją - komentuje Wodny Park Tychy, który przyznaje, że w tamtym momencie zawiodła komunikacja z klientami. - Na miejscu zabrakło wyraźnego zaznaczenia z naszej strony, że alarm pożarowy był fałszywy. Nasi pracownicy starali się uspokoić Klientów, ale w ogólnym zamieszaniu nie przebili się z komunikatem, że faktycznego zagrożenia nie ma. Bijemy się więc w pierś i podejmujemy środki zaradcze - dodaje właściciel kompleksu.
Wodny Park Tychy podkreśla również, że pracownicy działali w stresie. Klienci domagali się natychmiastowego zwrotu pieniędzy i mieli używać wulgaryzmów.
- Wyciągnęliśmy wnioski: zleciliśmy dodatkową weryfikację systemu ppoż.; analizujemy dodatkowe systemy komunikacji głosowej; nasi Klienci otrzymują rekompensatę za niewykorzystane w środki - stwierdza Wodny Park Tychy.
fot. Mewtwo Wykop