
Kradzież samochodu. roweru lub hulajnogi - to "nic nadzwyczajnego". Ale kradzież tramwaju i to prosto z zajezdni? Do takiej sytuacji doszło w Katowicach.
W nocy z piątku na sobotę mężczyzna wszedł na teren zajezdni w Katowicach-Zawodziu i stamtąd ukradł tramwaj. Przybrał numer nieistniejącej linii 33 i udał się w kierunku Chorzowa. Po drodze zatrzymywał się na przystankach, przewożąc między nimi nieświadomych pasażerów. Co w całej sprawie najdziwniejsze, mężczyzna nigdy nie był pracownikiem Tramwajów Śląskich, a sprawa być może nie wyszłaby tak szybko na jaw, gdyby inny motorniczy nie zauważył, że ta linia tramwaju jest od dawna nieczynna i powiadomił o tym dyspozytora.
Jak się okazało, samozwańczym motorniczym był 25-latek ze Świętochłowic, który dojechał z pasażerami aż do centrum Chorzowa. Gdy znalazł się w okolicy Rynku udało się wyhamować tramwaj po zdalnym wyłączeniu zasilania trakcji tramwajowej. Tam "motorniczy" spotkał się z policją, która go zatrzymała. Nie uciekał, ani nie awanturował się. Policja potwierdza, że był trzeźwy.
Mężczyzna został aresztowany i ma usłyszeć zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, oraz kradzieży z włamaniem. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. W wyniku jego jazdy nic nikomu się nie stało, a tramwaj nie został w żaden sposób uszkodzony. Chorzowscy mundurowi wyjaśniają w jakich okolicznościach mężczyzna zdołał dostać się do jego wnętrza i go uruchomić.