W środę po południu ostatni żołnierze opuścili las koło Kuźni Raciborskiej, gdzie w wyniku eksplozji zginęło trzech saperów. Jedynym śladem po tragedii są połamane drzewa i wąska ścieżka saperska wydeptana w kierunku młodnika - można na niej jeszcze wypatrzeć ślady wojskowych butów.
Do środy wstępu do młodnika, gdzie doszło do tragedii, broniły patrole komandosów i żandarmerii wojskowej. W środę po południu wojsko opuściło posterunki. Dziennikarz PAP jako pierwszy cywil wszedł na miejsce, w którym doszło do tragicznej w skutkach eksplozji.
Obok wiatrołomu widać polanę, gdzie zginęło dwóch saperów, jednak gdyby nie ślady wojskowych butów na wąskiej ścieżce prowadzącej w głąb młodnika, trudno byłoby na nią trafić. Nie pomaga nawet wejście na pobliską ambonę dla myśliwych. Teren jest zasłany gałęziami różnej wielkości - nie wiadomo, czy to skutek wichury, która przeszła przez ten las, czy eksplozji. W punkcie "zero" panuje kompletna cisza.
Dotarliśmy do mężczyzny, który od pół wieku wywozi z lasu koło Kuźni Raciborskiej niewybuchy i dostarcza je na złom - wcześniej je rozbrajając. Przyznaje, że z tego powodu był już kilka razy przesłuchiwany przez policję. Krótko po tragedii śledczy dokładnie przeszukali jego lokum. Pytani o niego mieszkańcy miasta i mundurowi, protestują, gdy się go nazywa "złomiarzem". "Rozmawialiśmy z nim o tym, co robił z niewybuchami, i trzeba przyznać, że to prawdziwy znawca tematu" - twierdzą.
W rozmowie z PAP mężczyzna zapewnia, że przez 50 lat odnalazł i wywiózł z lasu tysiące sztuk wojennych pozostałości, często wcześniej je rozbrajając.
"Szkoda tylko, że zamiast wykorzystać moją wiedzę o tym lesie i o tym, co tu można znaleźć, bierze się mnie za jakiegoś przestępcę, a przecież mógłbym pomóc w oczyszczaniu lasu" - dodaje.
Kapitan Krzysztof Krawczyk z 1. Pułku Saperów w Brzegu ostrzega przed takim "oczyszczaniem lasu".
"Niestety, sytuacje, z jakimi mamy do czynienia, cały czas dowodzą, że ludzie nie rozumieją, jakie ryzyko wiąże się z niewybuchami. Mieliśmy już pana, który z niewypału zrobił nogę do stolika ogrodowego, mieliśmy wezwanie do mieszkania, gdzie ozdobą parapetu był uzbrojony granat obronny F1. Jeden z naszych patroli znalazł minę w mieszkaniu na honorowym miejscu na szafce - w charakterze ozdoby. Na jej zapalniku stała doniczka z kwiatkiem. Mieliśmy przypadki, gdy znajdowano pociski artyleryjskie, z których przy pomocy przecinaka i młotka ktoś ścinał pierścienie z mosiądzu - opowiada kapitan.
"Musimy pamiętać, że od wojny minęły już dziesiątki lat i mechanizmy zapalników są w coraz gorszym stanie, grożąc wybuchem w każdej chwili. Jeżeli widzimy podejrzany przedmiot w lesie czy na budowie, zamiast bawić się w badanie, lepiej zadzwonić na numer 112" - apeluje wojskowy.
Natomiast burmistrz Kuźni Raciborskiej Paweł Macha prosi, by o lasach wokół jego miasta nie pisać jak o polu minowym.
Nadleśniczy Rud Raciborskich Robert Pabian ostrzega potencjalnych poszukiwaczy. "Każdy, kto chce wjechać do tego lasu, powinien zwrócić uwagę na ustawione znaki. Za wjazd samochodem do lasu grozi mandat w wysokości pięciuset złotych. Straż Leśna i policja będzie zwracała szczególną uwagę na to, czy ktoś się kręci w tych okolicach, i nie ma co liczyć na pobłażanie" - zapowiada Pabian.(PAP)