17 lat temu pod Rysami w Tatrach lawina porwała grupę uczniów tyskiego liceum. Zginęło osiem osób, w tym prowadzący wycieczkę nauczyciel.
Do tragedii doszło w styczniu 2003 roku. Ferie trwały w najlepsze. Grupa uczniów z liceum im. Leona Kruczkowskiego w Tychach przyjechała do schroniska nad Morskim Okiem pod opieką Mirosława Sz., nauczyciela geografii i szefa Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion". Celowali w Rysy - najwyższy szczyt w Polsce.
Część nastolatków wdrapała się ośnieżonym zboczem na górę 27 stycznia. Reszta chętnych miała podjąć próbę dzień później. Mimo drugiego stopnia zagrożenia lawinowego, nauczyciel, drugi opiekun, nastolatki i 22-letni brat jednego z nich wyruszyli wczesnym rankiem w kierunku szczytu.
Czytaj także: w góry idziemy tylko po oznaczonych trasach informuje GOPR
Cztery godziny później lawina, która zeszła prawie spod samego szczytu porwała dziewięć osób - czwórka pozostałych uczestników wycieczki, w tym nauczyciel, szczęśliwie przebywała ponad obrywem masy śnieżnej.
Zawiadomieni o zdarzeniu ratownicy TOPR natychmiast ruszyli na miejsce. W akcji wzięły udział dziesiątki osób. Toprowców wsparli m.in. pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego. Z dziewięciu poszukiwanych tyszan znaleziono troje. Los uśmiechnął się tylko do Luizy - była posiniaczona i miała złamaną rękę. Przewiezionego do szpitala w krytycznym stanie Przemka nie udało się uratować, chociaż walczył o życie jeszcze kilkadziesiąt dni. Kiedy nadeszła pomoc, Łukasz już nie żył.
W lawinie pod Rysami (lub w wyniku obrażeń) zginęli: Przemysław Kwiecień (18 lat), Szymon Lenartowicz (17 lat), Andrzej Matyśkiewicz (16 lat), Łukasz Matyśkiewicz (22 lata), Justyna Narloch (16 lat), Ewa Pacanowska (17 lat), Artur Rygulski (18 lat) i Tomasz Zbiegień (36 lat, drugi opiekun).
W marcu 2005 roku Mirosław Sz. został skazany za nieumyślne sprowadzenie zagrożenia na grupę na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Oskarżyciel złożył apelację od wyroku. Niespełna 13 miesięcy później za nieumyślne spowodowanie wypadku nauczyciel usłyszał kolejny wyrok: dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Sąd przyjął wówczas ekspertyzę biegłych z Wrocławia. Ocenili oni, że lawina najprawdopodobniej zeszła samoistnie. Dopiero podczas ponownego procesu organizator wycieczki przyznał, że popełnił błąd. "Nie powinienem ich prowadzić w góry. (...) Nie było pogody, która dawałaby poczucie bezpieczeństwa" - mówił cytowany po latach przez "Dziennik Polski".
źródło: Interia.pl