Miało być pięknie. Po serii niepowodzeń, drużyna Marcina Brosza rozbiła Wisłę Kraków. Teraz Górnik Zabrze miał powtórzyć ten wyczyn z Rakowem Częstochowa. Ale to zespół Marka Papszuna okazał się lepszy.
To był pojedynek bezpośrednich rywali w tabeli. Po 18. kolejkach Górnik Zabrze miał 20 punktów i tracił tylko 2 oczka do Rakowa. W sobotni wieczór mógł przeskoczyć swojego najbliższego przeciwnika i oddalić się od strefy spadkowej. Jednak stało się inaczej.
Początek meczu zaczął się idealnie dla Górnika. Już w 5. minucie Jimenez otrzymał fantastyczne podanie od Bainovicia. Dzięki temu Hiszpan uciekł obrońcom i pokonał bramkarza Rakowa w pojedynku sam na sam. Ale już 12 minut później "gospodarze" wyrównali. Schwarz dośrodkował idealnie na głowę Musiolika, który niekryty przez nikogo, pokonał Chudego na bramce. Przez kolejne kwadranse piłka nie wpadała do żadnej bramki i wszyscy sądzili, że Raków oraz Górnik podzielą się punktami. Szczęśliwie dla drużyny Papszuna, defensywa zabrzan postanowiła po raz kolejny popisać się brakiem umiejętności. Najpierw pozwoliła wejść Schwarzowi w swoje pole karne, aby chwilę później goalkeeper Górnika musiał go faulować. Sędzia podyktował rzut karny, który wykorzystał sam poszkodowany. Raków wygrał 2:1.
CZYTAJ TAKŻE Prezydent wie jak uratować Raków?
Górnik Zabrze dalej pozostaje z 20 punktami na koncie. Natomiast Raków, po 19. serii gier, może cieszyć się z 25 oczek i 11. miejscem w tabeli.
fot. PAP