Janusz Szymik, ofiara księdza pedofila, wystąpił z pozwem przeciwko diecezji bielsko-żywieckiej o odszkodowanie. W latach 80-tych ubiegłego wieku był ofiarą księdza-pedofila Jana W., którego ukarał Watykan. To właśnie tego duchownego miał według doniesień medialnych "chronić" biskup Rakoczy.
Janusz Szymik był ministrantem i stał się ofiarą byłego księdza Jana W. z parafii w Międzybrodziu Bialskim. Za czyny, które wyrządził mu duchowny żąda odszkodowania pieniężnego i złożył pozew wobec diecezji bielsko-żywieckiej.
Teraz, kiedy papież Franciszek postawił kropkę nad i, przyszła pora na dalszy ciąg sprawy. Na zadośćuczynienie. Bo to nie jest tak, że coś się kiedyś wydarzyło, pogadaliśmy sobie o tym i koniec. Mój oprawca, chroniony później przez hierarchów kościelnych, zniszczył mi życie.
Ofiara księdza-pedofila żąda odszkodowania. Janusz Szymik wielokrotnie informował biskupów o nadużyciach seksualnych przez proboszcza. Niestety nikt nie wyciągnął z tego konsekwencji. Do czasu, ponieważ jeden z biskupów Diecezji Bielsko-Żywieckiej, za tuszowanie pedofilii został ukarany w postępowaniu kościelnym.
Onet w swoim reportażu z 2020 roku kompleksowo opisał historię Janusza Szymika. Teraz portal informuje o odpowiedzi Diecezji Bielsko-Żywieckiej na pozew ofiary księdza Jana W. Onet otrzymał pismo autorstwa pełnomocniczki kurii. Dokument jest na tyle szokujący, ponieważ kuria prosi, żeby biegły seksuolog zbadał, czy Jacek Szymik nie czerpał satysfakcji z czynności seksualnej i nie ma orientacji homoseksualnej - informuje Onet. Warto dodać, że Szymik był nastolatkiem poniżej 15 roku życia, kiedy padł ofiarą Jana W. Onet cytuje dalej pismo pełnomocniczki diecezji, która w piśmie przekonuje, że spotkania księdza z ofiara miały charakter.... prywatny - "Spotkania odbywały się nie tylko na plebanii, ale także poza nią [...] takie spotkania były zatem prywatnymi spotkaniami [...], w których powód uczestniczył dobrowolnie i nie miały one związku z wykonywaniem przez Jana W. posługi [...] Do kontaktów seksualnych dochodziło nie podczas wykonywania powierzonych obowiązków, ale przy okazji ich wykonywania". Kuria ma podważać nawet fakt cierpienia ofiary.
Dodatkowo Diecezja Bielsko-Żywiecka podważa fakt odpowiedzialności za czyny ks. W., uważając, że w momencie, gdy dochodziło do przestępstw duchowny był księdzem Archidiecezji Krakowskiej, a bielska diecezja powstała dopiero w 1992 r., więc "brak jest w tym przypadku jakiegokolwiek następstwa prawnego", a co za tym idzie brak jest odpowiedzialności - informuje Onet i podkreśla, że o sprawie biskup bielsko-żywiecki został poinformowany w 1993 roku, czyli kiedy już diecezja istniała. - Z naszych ustaleń wynika niezbicie, że gdyby hierarcha od razu odsunął W. od pracy z dziećmi, gdy po raz pierwszy w 1993 r. dowiedział się o jego skłonnościach, nie byłoby kolejnych ofiar molestowania, do których udało nam się dotrzeć - dodaje Onet.