
Burmistrz Kolonii przyjechał na Marsz Równości do Katowic. Otrzymał maila z pogróżkami. Ktoś chce go zamordować.
- Zamiast relaksującego poranka, spędziłem dziś czas na policji - napisał Andreas Wolter na facebooku.
Wszystko po tym, co wydarzyło się po marszu w Katowicach. Burmistrz Kolonii wziął w nim udział, żeby publicznie okazać solidarność z prześladowaną w Polsce społecznością osób LGBT. Był jednym z głównych gości parady, otworzył ją i przemawiał w jej trakcie. W kilku słowach nawiązał do atmosfery panującej w naszym kraju. Powiedział, że maszerujący tego dnia w Katowicach mają okazję pokazać swoje prawdziwe barwy. Wskazał też, że to doskonała okazja, żeby dać odpór wobec autokratów, nacjonalistów i szowinistów. Pokazać "swoją różnorodność wobec tych, którzy marzą o heterogenicznym społeczeństwie".
- Jesteśmy tu, ponieważ nie zgadzamy się, aby nasza solidarność została nam odebrana - mówił.
Jak powiedział, pojęcie równości – jednocześnie jednego z podstawowych ludzkich praw – wiąże się z demokracją i sprzeciwem wobec dyskryminacji.
-Chcemy w końcu równych ludzkich praw także tu, w Polsce- zaakcentował Wolter.
Wiadomość z pogróżkami przyszła po zakończeniu marszu. Jak napisał Wolter, po rozmowie z polskimi przyjaciółmi zdecydował się sprawę nagłośnić i zgłosić na policję.
- Nie masz innego wyjścia, chcesz zapłacić za ziemie swoich przodków, musisz zapłacić własnym życiem. Ciesz się kotku, że zezwalamy Ci na przekroczenie granicy. Popperowski dyskurs, czy poszukiwanie sensu w odbycie hultaju – czytamy w opublikowanym mailu.