
Sprawa sprzed 20 lat znalazła swój finał w sądzie. 50-letni mieszkaniec Tychów został skazany za zabójstwo, do którego według sądu miał dopuścić się w 2003 roku.
20 września 2003 roku przy ul. Darwina. W jednym z mieszkań wybuchł pożar. Na miejscu strażacy ujawnili zwłoki 67-letniego mężczyzny. Na całym jego ciele widoczne były liczne obrażenia. Wszystko wskazywało na to, że doszło do zabójstwa, a pożar miał na celu zatrzeć ślady.
Śledztwo wszczęła tyska prokuratura. Przeprowadzona sekcja zwłok potwierdziła, iż przyczyną zgonu pokrzywdzonego były liczne obrażenia ciała w tym głowy. Użyto m.in. młotka. - Ustalono również, iż sprawca po dokonanym zabójstwie popalił mieszkanie, w celu zatarcia śladów przestępstwa - dodaje rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej, Marta Zawada-Dybek.
Ale pomimo przesłuchania wielu osób, śledczym nie udało się ustalić sprawcy zabójstwa. Postępowanie zostało umorzone w 2004 roku.
Powrót do zabójstwa
Zagadki nie udało się rozwikłać przez kolejne lata. Do przełomu doszło w 2020 roku. Jak informuje Gazeta Wyborcza, była to zasługa m.in. programu 997, który przypomniał o tej sprawie.
Śledczy uzyskali nowe informacje i dowody, które pozwoliły na ustalenie podejrzanego. Został nim 50-letni mieszkaniec Tychów, który w chwili zabójstwa miał 30 lat. Pomiędzy zbrodnią z 2003 rokiem a zatrzymaniem w tej sprawie, mężczyzna był wielokrotnie karany za m.in znęcanie się and partnerką i zwierzętami.
- Przeprowadzone szczegółowe badania genetyczne wykazał, iż ujawniona na miejscu zdarzenia krew należy do mężczyzny, który został w tej sprawie zatrzymany a następnie zostały mu przedstawione zarzuty - dodaje prokuratura.
Podejrzany trafił do aresztu. W maju 2021 prokurator skierował w tej sprawie do Sądu Okręgowego w Katowicach akt oskarżenia. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał go na karę 15 lat pozbawienia wolności. Wyrok jest nieprawomocny. Mężczyzna nie przyznał się do winy.