Saper ranny w Kuźni Raciborskiej opuścił szpital o własnych siłach!

Saper

Redakcja

13 grudnia, 2019

Młodszy chorąży Tadeusz Pęcek – jeden z saperów ciężko rannych w październikowym wybuchu w lesie koło Kuźni Raciborskiej - opuścił w piątek szpital o własnych siłach.

W wyniku eksplozji 8 października na miejscu zginęło dwóch saperów, a trzeci zmarł później w szpitalu. Jak poinformowali podczas piątkowej konferencji prasowej w Sosnowcu lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary, pan Tadeusz trafił do tej placówki w bardzo ciężkim stanie i przez pierwsze dwa tygodnie poważnie obawiano się o jego życie.

"Był u nas leczony, w bezpośrednim zagrożeniu życia. Bardzo baliśmy się o przeżycie pacjenta w dniu przyjęcia, również w trakcie hospitalizacji. Dziś wypisujemy go ze szpitala w stanie ogólnym dobrym, mamy wobec niego jeszcze dalsze plany rehabilitacyjne, ale święta Bożego Narodzenia spędzi w domu, co jest dla nas źródłem ogromnej radości" – powiedziała dyrektor szpitala dr Alicja Cegłowska, podkreślając, że nikt z pracowników szpitala nie żałował sił i czasu na opiekę nad pacjentem.

"Dużo szczęścia i niewiarygodne zaangażowanie całego zespołu i dyrekcji. Praca, którą wykonujemy, jest interdyscyplinarna. Nie ma sukcesów jednoosobowych" – dodał kierujący oddziałem anestezjologii i intensywnej terapii dr hab. Lech Krawczyk. Jak mówił, najtrudniejsze były pierwsze dwa tygodnie, kiedy lekarze walczyli o ustabilizowanie czynności narządów rannego chorążego, utrzymywanego wówczas w stanie śpiączki farmakologicznej. "Po kilkunastu dniach zaświtała nam nadzieja, że to się może powieść" – opowiadał anestezjolog.

CZYTAJ TAKŻE - Nie żyje saper. Umarł w szpitalu

"Czuję się bardzo dobrze. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Coraz lepiej słyszę, psychicznie nie ma żadnego problemu. Chciałbym jak najszybciej wrócić do pracy" – oświadczył chorąży Pęcek. "Jestem żołnierzem i będę żołnierzem. To dla mnie zaszczyt i nie chciałbym służyć w żadnym innym batalionie" – podkreślił. "Niejedno widziałem, niejedno przeżyłem, byłem np. na misji w Bośni" - tłumaczył dziennikarzom, zdziwionym jego chęcią szybkiego powrotu do służby.

Lekarze szacują, że pełny powrót do zdrowia zajmie mu kilka miesięcy, ale nie wykluczają, że nie będzie odczuwał wcale skutków wypadku. O sukcesie leczenia 45-letniego sapera przesądziły - ich zdaniem - zarówno bardzo dobra, kompleksowa i wielospecjalistyczna opieka w sosnowieckim szpitalu, jak i tężyzna fizyczna samego pacjenta. Zdaniem Lecha Krawczyka, bardzo cenne jest też pozytywne nastawienie pacjenta.

8 października w kompleksie leśnym między Kuźnią Raciborską a Rudą Kozielską żołnierze 29. patrolu rozminowania 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic mieli unieszkodliwić niewybuchy znalezione trzy dni wcześniej i zabezpieczone do przyjazdu saperów - prawdopodobnie były to pociski artyleryjskie z czasów II wojny światowej. Doszło do wybuchu, w wyniku którego na miejscu zginęło dwóch saperów, trzeci zmarł potem w Wojewódzkim Szpitalu im. św. Barbary w Sosnowcu.

Jeden żołnierz opuścił szpital w Rybniku jeszcze w dniu wybuchu, a jeden był leczony w Centrum Leczenia Oparzeń w Sosnowcu, a następnie w szpitalu w Warszawie. W poniedziałek on również został wypisany do domu.

Jak powiedział w piątek PAP rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński, śledztwo w sprawie sprowadzenia w dniu 8 października 2019 r. zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób mającego postać eksplozji materiałów wybuchowych w wyniku czego śmierć poniosło trzech żołnierzy z Jednostki Wojskowej w Gliwicach, zaś obrażeń ciała, w tym o cechach ciężkiego uszczerbku na zdrowiu doznało trzech innych żołnierzy pozostaje w toku.

"Trwa ustalanie przyczyn i okoliczności zdarzenia. W tym celu prokurator zlecił szereg specjalistycznych ekspertyz, w tym kompleksową opinię fizykochemiczną oraz opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej" poinformował prokurator. (PAP)

Poprzedni artykuł

Następny artykuł

13 o

katowice

Wspaniałe powietrze!

PM10: 0.8µg/m3 PM2.5: 0.6µg/m3