Ruch Chorzów przygotowuje się do pierwszego meczu ligowego w tym sezonie. Chociaż rozgrywki III Ligi wystartowały już w pierwszy sierpniowy weekend, to Niebiescy nie rozegrali dwóch pierwszych spotkań. Klub dopiero wraca do normalności, chociaż kibice nadal utrzymują bojkot.
Ostatni miesiąc był naprawdę gorący w klubie z Chorzowa. Problemy rozpoczęły się od ogłoszenia bojkotu przez kibiców. Następnie rozpoczął się strajk pracowników, który trwał prawie 2 tygodnie. Istniało wówczas realne zagrożenie, że Ruch będzie musiał wycofać się z rozgrywek. Wszystko z powodu problemów finansowych. Kibicom nie spodobało się ciągłe zadłużanie spółki, a pracownicy domagali się zaległych pensji. Do tego wszystkiego Ruch został ukarany ujemnymi punktami za niespłacenie wcześniejszych zaległości licencyjnych.
Wiceprezes Marcin Waszczuk dwoił się i troił, żeby zgasić wszystkie pożary. Osiągnął połowiczny sukces. Znalazł pieniądze na spłatę pracowników oraz na start w rozgrywkach, a także przesunął termin opłaty za licencję na nowy sezon.
Jednak nadal największym bólem głowy Waszczuka są kibice. Jedyny przedstawiciel zarządu próbuje za wszelką cenę przeciągnąć ich na swoją stronę. W niedawnym wywiadzie dla Gazety Wyborczej powiedział, że nie chodzi o wpływy z biletów, ale o wsparcie dla drużyny. Fani jednak nie wierzą w jego słowa.
Świadczą o tym najnowsze statystyki sprzedaży karnetów oraz biletów na pierwszy mecz ligowy. Wczoraj Szymon Michałek na swoim Twitterze przekazał informację o liczbie wykupionych wejściówek.
Marcin Waszczuk nie powinien mówić o tym, że spółka da radę bez pieniędzy kibiców. Na tym poziomie rozgrywkowym to właśnie przychód z dnia meczowego jest głównym źródłem zarobków. Każdy rozegrany mecz u siebie bez zapełnionych trybun oznacza kolejne straty finansowe dla Ruchu Chorzów.