Górnicy z kopalń Polskiej Grupie Górniczej są baczniej sprawdzani przy wejściach i wyjściach z pracy. Dlaczego? Wszystko przez maski filtrujące, których cena na rynku ostatnio wzrosła wielokrotnie w związku z koronawirusem. Jeden z górników z Bielszowic miał zostać przyłapany na wynoszeniu dużej liczby masek. Pracodawca może teraz wyciągnąć wobec niego konsekwencje.
Z powodu rosnącej paniki spowodowanej epidemią koronawirusa, w wielu aptekach zabrakło maseczek filtrujących, które mogą działać antywirusowo. Dlatego ich ceny np. w Internecie wzrosły nawet o kilkaset procent. Jeszcze dwa miesiące temu mogliśmy je kupić bez problemu nawet za kilkanaście złotych. Teraz nawet zwyczajne maski sprzedawane są za 100 złotych i więcej.
CZYTAJ TAKŻE Koronawirus sieje spustoszenie w portfelach
Maski mogą być teraz dosyć dochodowym interesem. Nic więc dziwnego, że niektórzy mogą skusić się na to, zwłaszcza jeżeli mają do nich dostęp - na przykład na kopalniach.
To właśnie z tego powodu Polska Grupa Górnicza wzmożyła kontrole pracowników. Potwierdza to rzecznik PGG, Tomasz Głogowski, chociaż zaznacza, żeby nie nazywać tego kontrolami - Wzmożono sprawdzenie, czy przedmioty na kopalniach są wykorzystywane w odpowiedni sposób - komentuje. PGG również nie potwierdza, aby na jakiejś kopalni doszło do "kradzieży" masek. Tomasz Głogowski w rozmowie z nami uspokaja również, że masek ochronnych nie powinno zabraknąć dla pracowników. Mimo że ich producenci sygnalizują możliwy niedobór materiałów.