Sylwetka Roberta na pierwszy rzut oka nie kojarzy się z dyscypliną, którą uprawia. Ale kiedy zobaczy się jak trenuje, nikt nie ma wątpliwości, że jest urodzonym pięściarzem.
W 2011 rozpoczął pracę na kopalni. Codziennie o 6 rano zjeżdża na dół w KWK Bielszowice w Rudzie Śląskiej, na głębokość 840 lub 1000 metrów.
Boks towarzyszył mu od 15 roku życia. Od początku w Robercie było dużo więcej, niż tylko chłopięca fascynacja sportem. Potem zaczęły się zawody o ciupagę góralską, o kapelusz górala… W końcu walki ogólnopolskie i zagraniczne.
Praca na kopalni wymaga hartu, siły, odporności psychicznej, czyli dokładnie tego czego Robert potrzebuje w ringu bokserskim. Kiedy Robert trenuje, zamienia się w maszynę. Jakby nie odczuwał bólu, zmęczenia.
Szybko został zauważony. Zaczęły się wyjazdy w świat. W pięcioletniej karierze w zawodowych ringach miał wielu dobrych przeciwników.
Robert wspomina walkę z John’ym Ryder’em. Przegrał. W bardzo dobrym stylu.
Kolejne wygrane, przegrane też. Kolejne zdobywanie świadomości, kim chce być. Ale na to pytanie nie odpowiada jednoznacznie.
Ważne jest to, kim się na co dzień otaczasz, z kim walczysz. To są ludzie z ambicjami. Chcący osiągać więcej, i więcej. I to najbardziej mnie motywuje”
Jest bardzo ceniony za swoją pracowitość i niezłomny charakter.
Kiedy wychodzi na ring w błysku fleszy jest gwiazdą. W zwykły dzień w kopalni nikt go nie rozpozna w kasku i ubrudzonego pyłem węglowym. Kontrasty. Z drugiej strony, te same elementy charakteru potrzebne i na ringu, i pod ziemią. W obu miejscach słabi odpadają. Fizycznie i psychicznie.
Niedawno urodziła mu się córeczka. Mało o tym mówi. Widać jak się cieszy. Częstując kolegów słodyczami na tę okoliczność, uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
Przygotowując się do walki nie robi sparingów. Przygotowuje się indywidualnie.
Każda walka to ciosy w głowę, w ciao. A to nie jest obojętne. Jeśli już ktoś ma mnie uderzać muszę wiedzieć dlaczego to robię. Dlaczego się na to zgadzam”
Zdobyte trofea są ważne, ale to co fascynuje jego fanów, to przede wszystkim wyjątkowa charyzma, którą się zapamiętuje, na długo.
Ostatnio wygrał ważną walkę w katowickim Spodku. Dla rywala Roberta, Patryka Szamańskiego to był koniec kariery, dla Roberta Talarka szansa. Kolejny krok do celu. Amerykańskie media napisały, że gdyby ta walka odbyła się za oceanem, zostałaby okrzyknięta bitwą dekady. Robert kilka razy w pierwszych rundach lądował na deskach. Wygrał.